Washed Out – grzebanie w pamięci.

Washed Out “High Times”
Washed Out “Life Of Leisure”

Po lecie pozostało już tylko wspomnienie, ale na szczęście Ernest Greene AKA Washed Out nuci pod nosem piosenki z „Endless Summer” Beach Boysów. No, niezupełnie. Dwie epki tego sentymentalnego 26-latka mają w sobie niezwykły, popowy ładunek emocji i już zostały zawłaszczone przez Pitchfork i „The Rolling Stone’a”. Ale Greene pochodzi z innej, choć nieodległej orbity niż ta, na której dryfował Brian Wilson.

Washed Out płynie na fali słonecznego popu, który trafnie omapował David Keenan w wakacyjnym numerze „The Wire”. Mowa o niesławnym hypnagogic pop – popie i muzyce eksperymentalnej zrodzonych z potrzeby wiwisekcji neuronów tresowanych przez media (głownie telewizję) z lat 80. Grzebanie w chwytliwych hookach śpiewanych przez natapirowane gwiazdy muzyki sprzed tryumfu MTV to tylko jeden aspekt twórczości muzyków z bardzo skrajnych estetyk. Z jednej strony lo-fi i psychodeliczne elektro-piosenki Ariela Pinka, Gary Wara i Johna Mausa, z drugiej rzężące sprzężenia i metafizyczny trans z wydawanych przez Jamesa Ferraro i Spencera Clarka płyt – czy to solowych, czy tych firmowanych jako The Skaters. Pod względem czytelności odniesień i chwytliwości przerabianych wątków, Washed Out zajmuje koniec skali bliski sercu Romana Rogowieckiego i Marka Niedźwieckiego (więcej o hypnagogic pop pisałem tutaj).

W zasadzie można by te niepozorne wydawnictwa umieścić w tym samym worku co choćby chwytliwe parkietowe killery Chromeo czy Cut Copy, ze zgrabnie zrewitalizowanym disco ery Morodera albo dance ery CC Catch. Ale są one tak słodkie i dotykają głęboko imprintowanych w naszych mózgach szablonów według których wykuwa się muzyka popularna, że szkoda by było te kilkanaście piosenek zakwalifikować tylko jako sezonowe one hit wonders. Washed Out o(d)grywając dobrze znany schemat istnieje w tym samym continuum wydarzeń, które zrodziły Elvisa Presleya – najbardziej znanego białasa grającego czarną muzykę. Zapożyczenia nie są niczym nowym i można chyba postulować tezę, że ewolucja muzyki zachodzi właśnie dzięki nieustannej rekonfiguracji zastanych elementów. Postmoderniści już dawno uśmiechali się z przekąsem głosząc, że nic nowego już nie powstaje, że tylko mielimy stare i jakimś cudem udaje nam się usłyszeć coś, co ma powab świeżości.

Greene gra w otwarte karty. Gdy rozbrzmiewają pierwsze takty „Get Up” i wchodzi automat perkusyjny wiadomo, że skądś to znamy, i że słyszeliśmy to milion razy, tyle że nie jesteśmy pewni, czy na soundtracku do „Miami Vice”, czy w sekwencji otwierającej jakiś teleturniej sprzed 30 lat, czy z singla Was Not Was. Kolejne kawałki brzmią, jakby wygrzebano je z odległej przegródki naszej pamięci. Są niedbale wyprodukowane, szumiące. W zasadzie mogłyby być nagrane na taśmie w mono – być może nawet były. Washed Out kroi kawałek za kawałkiem według najbardziej zasad rządzących listami przebojów – 3 minuty, zwrotka, refren, powtórka i tyle. Czasami nawet nie sili się na outro, tylko drastycznie ucina. Te dwu-trzyminutowe impresje mają w sobie coś z wolniaków granych na kolonijnych dyskotekach. Greene nie może ich pamiętać, jest za młody, zresztą w college pływał raczej na desce w Kaliforni niż stał rano na apelu czy jadł na podwieczorek dżem truskawkowy. Prawda, to wszystko brzmi raczej banalnie. Ale Washed Out przenosi w czasie tak samo jak czołówka „Sondy” usłyszana po raz pierwszy od kilkunastu lat – i dla takich konfrontacji z własną pamięcią warto usiąść wygodnie w fotelu i zamknąć oczy.

A’propos mielenia i odzyskiwania bitów z zakamarków pamięci – sama czołówka do “Sondy” stanowi niezły miks z przesłości. Cytując za osobą, która wrzuciła ów film na Youtube:

Przy tworzeniu czołówki dźwiękowej Teresa Bancer wykorzystała następujące utwory:

Quincy Jones Fat – Poppadaddy (jazz)
Karlheinz Stockhausen – Etude (interesujace brzmienia sam nie wiem co to jest)
Vladimir Ussachevsky i Otto Luening – King Lear Suite (muzyka powazna)
Ergo Band – Zmienność myśli (brak)

Nie mam pytań.

4 Responses to “Washed Out – grzebanie w pamięci.”

  1. Świetna muza, nie znałem wcześniej Washed Out, a co do Sondy to krążą różne plotki co ta Pani wymieszała w tej ścieżce. Zrobiła dobrą robotę

  2. Wow, nie powiem, że porywa mnie każdy kawałek, ale ma fajny zmurszały powab.

  3. ściągnąłem , niezłe hehehehe

Leave a comment